Mimo że mamy 2016 rok, dobrze wykreowane postacie kobiece, których życie nie kręci się wokół mężczyzny, wciąż są rzadkością. To o tyle dziwne, że za rok minie już dwadzieścia lat od premiery 'Buffy: Postrach Wampirów" - tak naprawdę pierwszego serialu, w którym pojawia się silna i nastoletnia główna bohaterka. Buffy Summers ma szesnaście lat i jak sama mówi, lubi dziewczęce rzeczy - chodzenie na zakupy, randki i polowanie na demony. W tym ostatnim zresztą nie ma sobie równych. Buffy nie jest bynajmniej damą w opałach, ba, na przestrzeni siedmiu sezonów ani razu nie jest ratowana przez mężczyznę, choć ci oczywiście wielokrotnie jej pomagają (na przykład jej przyjaciel Xander). Joss Whedon wielokrotnie się zresztą tym stereotypem bawi, jak na przykład w baśniowym odcinku Hush, gdzie Buffy przejmuje rolę księżniczki - tyle, że księżniczki, która sama się włamuje do wieży stawić czoła zagrożeniu. Jakkolwiek przez cały serial przewijają się trzy główne wątki miłosne, to miłość nigdy nie była priorytetem Buffy; ona sama po zerwaniu w piątym sezonie z Rileyem (na marginesie - powodem było to, że miał problem z tym, że jest silniejsza od niego) stwierdza, że nie potrzebuje teraz faceta, potrzebuje siebie. A przy tym wszystkim Buffy ciężko nazwać typową Mary Sue - ona też przegrywa, też płacze, kiedy musi zabić miłość swojego życia żeby ocalić świat, przechodzi przez depresję i doświadcza przemocy seksualnej (!). Jak powiedział Joss Whedon, Buffy nie była "heroine", była przede wszystkim "hero". //Aleksandra Wilczek
0 Komentarze
Zeszłoroczne Oscary na tyle kazały mi się skupić głównie na kibicowaniu „Idzie”, że nie zwróciłam uwagi na nominowaną w dwóch kategoriach „Dziką drogę”, którą obejrzałam wczoraj zupełnie przypadkiem – jak się okazuje, warto czasami włączyć telewizor. Niewiele wiedziałam o filmie, jak i o kobiecie, której historia zainspirowała jego realizację. Biografia Cheryl Strayed, bo o niej mowa, może wydać się sztampowa, jeśli ograniczymy się do wystukania kilku słów w Google. Problemy rodzinne, miłosne, narkotyki, wielka przemiana, później napisana przez nią książka. Brzmi jak schemat? Może tak, jeśli byłaby to tania historyjka wymyślona w Hollywood, sfilmowana również w banalny sposób. Ale nie w tym wypadku! Od samego początku urzekła mnie Reese Witherspoon, którą dotychczas kojarzyłam z rolami słodkich blondynek – w zupełnie nowym wcieleniu kobiety po przejściach, zdecydowanie mnie przekonała. Jak się okazuje, nie tylko mnie, ilość nominacji do różnego rodzaju nagród jak najbardziej temu dowodzi. Ale do rzeczy. Krótko o fabule (serio krótko, bo chcę, żebyś obejrzała ten film): Cheryl, która znalazła się w kompletnie beznadziejnym punkcie swojego życia, postanawia przebyć 1500 mil jednym z najtrudniejszych górskich szlaków Ameryki. Jej wędrówka przeplatana jest retrospekcjami. Nie ukrywam, wszystkie niemoralne przygody Cheryl kazały mi nabrać do niej dystansu, może brzmi to banalnie, ale byłam na nią po prostu wkurzona o to, że zdradziła wszystko, co powinno być dla niej najważniejsze i najpiękniejsze. Jednak, wraz z kolejnymi przebytymi kilometrami, gdy nasza bohaterka była coraz bliżej celu, wkurzyłam się na samą siebie. Nie miałam prawa jej oceniać! Każdy ma prawo popełniać błędy, wpadać w najpoważniejsze tarapaty. Przecież tego nie da się uniknąć. Siłą i tym, co zasługuje na ogromny podziw jest to, jak potrafimy pokonać problemy. Cheryl udało się to i urosła w moich oczach do rangi kobiety potężnej. Mimo że każdy, kto spotykał ją na szlaku, którego nie byli w stanie pokonać najtwardsi faceci, pytał, jak wyobraża sobie osiągnąć cel, skoro jest dziewczyną, a do tego idzie samotnie, ona udowodniła, że może wszystko. To, co przyczyniło się do jej porażki, stało się także jej siłą (jeśli obejrzysz film, będziesz wiedziała, o co mi chodzi). Wygrała nie tylko fizycznie, z obtarciami, oparzeniami i schodzącymi paznokciami, ale przede wszystkim, wygrała jako człowiek. Udało jej się zostawić przeszłość za sobą i rozpocząć nowe, piękne życie.
Kiedy gram i czuję piłkę pod nogami lub w rękach, kiedy mogę ją odbić albo kopnąć - czuję się, jakbym była w innym świecie. Nie obchodzi mnie wtedy codzienność, liczy się tylko ten moment, ta chwila. Liczy się tylko to, co zaraz się wydarzy na boisku. W sporcie zakochałam się w szkole podstawowej. Byłam w pierwszej klasie i razem z moimi kolegami pojechałam na zawody – wtedy tylko po to, by im kibicować. Jednak obserwując grę, zrozumiałam – chcę być tam, gdzie oni - na boisku. Pierwszych rzutów i kopnięć piłką uczyli mnie moi rówieśnicy. Na początku nic mi nie wychodziło. Nie potrafiłam kopnąć piłki, przez co często lądowałam twarzą na ziemi. Bo bieganie za piłką, nie umiejąc jej kopnąć, wiąże się z potknięciem o własną nogę, co często mi się zdarzało. Wracałam do domu z posiniaczonymi czy pozdzieranymi nogami. Ale teraz mogę spokojnie powiedzieć, że było warto. Wtedy jeszcze wszyscy graliśmy razem, dziewczyny z chłopakami, nikogo to nie dziwiło. To się zmieniło w 4 klasie podstawówki. Wiele razy zostawałam przez chłopaków wyśmiana lub nawet wyrzucona z boiska, gdy przychodziłam z chęcią gry w piłkę nożną lub koszykówkę. Ale ja nie dawałam za wygraną!!! Wchodziłam na boisko i pokazywałam, na co mnie stać. Jeśli natomiast nie zostałam nawet dopuszczona do gry (co też się zdarzało…), stawałam parę metrów dalej i tam sobie sama ćwiczyłam. Kiedy gramy i udaje mi się pokonać przeciwnika, słyszę zwykle „Ej, stary! Dziewczyna cię ograła!!!” - i śmiech rzucony w stronę kolegi. Co w tym złego, że dziewczyna jest lepszym graczem? Przecież kiedy inny z kolegów wygrywa, nie słyszy takich komentarzy. Przykro mi, że dookoła mnie panuje przekonanie, iż dziewczyny są gorsze w sporcie - bo nie są!!! Możemy osiągnąć tak dużo jak chłopcy. Jesteśmy silne i odważne. Potrafimy dać z siebie wszystko i jeszcze więcej. Przykro mi też, że dziewczyny mają mniejsze możliwości do rozwijania się w kierunku sportu. A dlaczego? Sama tego nie wiem, ale dobrze pamiętam słowa pewnej osoby która powiedziała mi, że sport jest tylko dla mężczyzn. Bo jak się ogląda kobiety to nie sport, a mężczyzn to już można oglądać, bo chociaż się coś dzieje. Boisko, koszykówka i piłka nożna wiele mnie nauczyło. To, co się dzieję na parkiecie czy murawie jest jak nasze życie. Rozmowa- komunikacja, życie - czas, kroki ku sukcesowi - trafione bramki i kosze, upragniony sukces – wygrana. Mogłabym tak długo wymieniać jednak wiem, że przede wszystkim, to co się tam dzieje, nauczyło mnie wytrwałości, pomocy innym i - mimo wielu przeszkód - upartego dążenia do celu. Bo tylko trening czyni mistrza! //Natalia Hołobotowska #MamyGlos ma już za sobą swój debiut warsztatowy: 23-24 stycznia 2016r. w CK Zamek w Poznaniu miała miejsce nasza pierwsza impreza tego typu!! Miałyśmy dużo szczęścia: sala, którą użyczono nam w CK Zamek była przepiękna, jedzenie przepyszne, uczestniczki i uczestnicy warsztatów byli przeinteligentni i przeżyczliwi, a tutorki i tutor bardzo inspirujący. Zajęcia dla nas prowadziły/li: - Magda Szewciów ze Stowarzyszenia Kobiet Konsola (Warsztaty Antydyskryminacyjne); - Barbara Kulesza-Gulczyńska, doktorantka w Instytucie Filologii Polskiej UAM (Jak budować mocne argumenty) - Zbigniew Bujak z Kampanii Bez Nienawiści (Warsztaty nt. Mowy Nienawiści i Hejtów) - dr Marta Mazurek z grupy badawczej "Gender w Podręcznikach" (skrót badań dostępny tutaj) - Katarzyna Paprota, blogerka ze Szprotestuje - Paulina Wyszyńska, blogerka z Jaskółczarni Tempo było szybkie, ale na szczęście nadal pod koniec dnia daliśmy radę angażlować się w dyskusje. Zresztą, jedyny uczestnik (reszta to uczestniczki) warsztatów poczynił takie powarsztatowe podsumowanie: Wspaniali ludzie, wspaniała atmosfera, wspaniała organizacja i piękny przekaz. Tak w jednym zdaniu możnaby określić Warsztaty Krytycznego Pisania zorganizowane przez inicjatywę #MamyGlos w Poznaniu. Kto otworzył mi oczy i na co? Tutaj chciałbym przedstawić Zbigniewa Bujaka z Kampanii Bez Nienawiści. Same warsztaty dotyczyły mowy nienawiści i dyskryminacji z różnych względów. Zbigniew Bujak bardzo obrazowo przedstawił problem, co pozwoliło ujrzeć, z jak poważnym zjawiskiem i na jak szeroką skalę mamy do czynienia. Sama w sobie organizacja promuje działania antydyskryminacyjne, współpracując z organizacjami z całej Polski o podobnym profilu. My też bardzo dziękujemy - Bartkowi za ciepłe słowa, a uczestniczkom warsztatów za energię, mądrość i zaangażowanie. Tymczasem zdarzyło się ogromne WOW, bo otrzymałyśmy od Wydawnictwa Krytyka Polityczna kochanego maila, w którym "przybili nam piątkę" za nasze promo. Na tym się jednak nie skończyło, bo kilka dni później otrzymałyśmy również po egzemplarzu książki Agnieszki Graff dla każdej warsztatowiczki i warsztatowicza. Książki już powoli rozdajemy i zaczytujemy się w esejach pani Agnieszki, o czym niebawem napiszemy! |
Autorami bloga jesteście Wy!Też chcesz coś dla nas napisać? Odezwij się na [email protected] Kategorie
Wszystkie
Archiwa
Maj 2017
|