Jest pewna kobieta. A może nie kobieta. Jakie to ma właściwie znaczenie. Motoko Kusanagi zasadniczo jest chyba duszą zamkniętą w kobiecym cybernetycznym ciele. Myśli, odczuwa i doświadcza przez to ciało, przez receptory w nie wbudowane. Jej dusza jest kodem, który można modyfikować, który sam może ewoluować. Ale posiadanie duszy czy woli w tym świecie nie uprawnia jeszcze do posiadania na własność ciała. Jej kończyny, oczy, a nawet myśli, należą do rządowej sekcji 9, dla której pracuje. Mogą być skanowane, ulepszane lub wymienione. W świecie gdzie praktycznie każdą część ciała można zastąpić jej cybernetycznym lub biomechanicznym ulepszonym odpowiednikiem pojawia się pytanie.. Gdzie jest miejsce na człowieczeństwo i gdzie jest miejsce na duszę. Czy może ona istnieć poza ciałem? A czy może istnieć w tak ułomnym i kruchym ludzkim ciele? I czym w ogóle jest jeśli nie informacjami, wspomnieniami? Może to nasze cechy, sposób w jaki myślimy, kochamy i cierpimy. A może wpływa na nasze decyzje i to jak kierujemy naszym życiem. Szczerze.. nie wiem. W świecie gdzie nie możemy obiektywnie udowodnić własnego istnienia i wolnej woli... Jak możemy kwestionować czyjeś prawo do niego? Jeśli kręci was anime, klimaty cyberpunku albo tego typu rozkminy egzystencjalne to koniecznie obejrzyjcie Ghost in the shell z 1995 roku.
0 Komentarze
Woohooo! 16 kwietnia spotkałyśmy się w Zamku na kolejnej odsłonie #GirlPowerAcademy - Warsztatach Krytycznego Myślenia. Tym razem dyskutowałyśmy o artystkach, o model(k)ach, o miejscu kobiet w sztuce... Poniższa relacja jest autorstwa Weroniki Zimnej.Mamy głos, mamy #GirlPowerAcademy, mamy też warsztaty! To nie w stylu dziewczyn tworzących tę inicjatywę - ucichnąć chociaż na moment. Cóż - mają głos i nie wahają się go użyć. W ubiegłą sobotę, pomiędzy jednym pomysłem a trzydziestym, spotkały się ze mną i garścią innych niesamowitych osób w Centrum Kultury Zamek. Porozmawiajmy więc o drugich w historii Warsztatach Krytycznego Myślenia. Temat? Kobieta w sztuce. Na dzień dobry muszę podzielić się z Wami manifestem Guerilla Girls: Plusy bycia kobietą-artystką: Pracujesz bez presji sukcesu. Twoje prace nie muszą być wystawiane z pracami mężczyzn. Zawsze możesz uciec od świata sztuki dzięki czterem innym pracom, które wykonujesz. Twoja kariera może rozkwitnąć, kiedy skończysz 80 lat. Masz pewność, że bez względu na temat twoich prac, i tak zostaną one opatrzone etykietą: kobiece. Nie utkniesz zatrudniona na uniwersytecie. Obserwujesz jak twoje pomysły rozkwitają w pracach innych. Masz możliwość wyboru pomiędzy karierą a macierzyństwem. Na pewno nie udusisz się ogromnymi cygarami i nie musisz malować w kostiumach od włoskich projektantów. Zyskasz więcej czasu na pracę, kiedy twój chłopak rzuci cię dla młodszej. Twoje nazwisko pojawi się w zedytowanej wersji historii sztuki. Na pewno nikt cię nie zakłopocze etykietką geniusza. Twoje zdjęcie pojawi się w magazynach poświęconych sztuce w stroju goryla. Na ten zaskakująco trafny tekst natknęłam się poszukując inspiracji do napisania krótkiej pracy, o którą poproszono zainteresowanych udziałem w warsztatach. Pracy, z którą, nawiasem mówiąc, miałam spory problem. O czym mowa? O opisie dzieła sztuki związanego z tematyką kobiecą lub artystki. Temat, zdawałoby się, lekki i przyjemny. Nikt nas o esej nie prosił - ledwie o kilka zdań. Na czym więc polegał mój problem? Na pustce w mózgu. Zamiast cudownej feministycznej artystki lub niesamowitego obrazu do głowy przypałętało mi się wspomnienie sprzed kilku lat. Wenus z Milo i lekcja historii w podstawówce - o sztuce bardzo dawnej. Jakimś cudem przypomniał mi się właśnie pełen skrępowania śmiech chłopaków i ciche zakłopotanie dziewczyn po dziwnej uwadze nauczyciela, który wpadł do nas na zastępstwo - że „to fajna kobietka była, było za co złapać, nie taki patyk jak teraz; dziewczynki, patrzcie, tak powinnyście wyglądać”. Uwagę tę wygłoszono na lekcji historii dla klasy bodajże czwartej. Kurtyna. Sztuka, kobiety, kobiety w sztuce. Zaszokowało mnie to, jak niewiele przyszło mi na myśl. W porządku, jeśli weźmiemy pod uwagę współczesne muzyczki, pisarki i poetki - rzuciłabym garścią nazwisk. Poza tym… Frida Kahlo? Kojarzyła mi się z zaskakująco bezpośrednimi pracami, z wyrazistym przedstawianiem własnych uczuć, skomplikowanym życiem emocjonalnym i surrealizmem. Teraz umiem powiedzieć na jej temat (i innych, naprawdę niesamowitych, artystek) nieco więcej. Nie uważam się za ignorantkę, lubię się ze sztuką, a jednak teraz wyraźnie dostrzegam (już nieco uzupełnione) luki w mojej wiedzy. A Wy? Ile artystek wymienicie na jednym oddechu? A ilu… artystów? Na warsztatach poprowadzonych przez wspaniałą i zarażającą pozytywną energią Agnieszką Jankiewicz zdążyłyśmy poznać kilka niesamowitych kobiet-artystek, ale też znalazłyśmy moment na… szydełkowanie. Agnieszka zaproponowała nam to trochę na przekór - bo robótki ręczne nadal dość wyraźnie kojarzą się nam z rolą kury domowej. Nie miało to jednak na celu zagonienia nas do zagrody :) Okazało się, że i szydełkowanie może być swego rodzaju manifestem. Poza tym udało się nam odkryć, że nie każda z nas rękodzieło ma zapisane w genach. (Jestem bardzo dumna z mojej bardzo poplątanej i bardzo koślawej bransoletki zrobionej na warsztatach. Bardzo.) Niezmiennie zachwyca mnie w tym wszystkim jedna rzecz. Źle, zachwyca mnie wiele rzeczy, ale ta po prostu domaga się teraz ode mnie napisania jej wytłuszczonym drukiem. #MamyGłos to przede wszystkim niesamowici ludzie. Zarówno dziewczyny, które te inicjatywę tworzą, jak i dziewczyny, które wokół tego projektu się zbierają - są po prostu niesamowite. Co widać na załączonym obrazku. Nasze emocje musiały znaleźć ujście. Byłyśmy nabuzowane dyskusją o kobiecie w sztuce, wizji nas samych i o tym, co właściwie mogą zrobić ze sobą faceci, w momencie w którym tak usilnie staramy się zniszczyć archetypy mężczyzny wykarmiającego dom i mężczyzny wiedzącego wszystko. Agnieszka Jankowska ciekawie obróciła naszą dyskusję i przypomniała nam, że każdy kij ma dwa końce.
Na fali tej dyskusji powstały hasła widoczne wyżej... co tak naprawdę sprawiło, że dyskusja płynnie potoczyła się dalej. Obok haseł “matka polka masochistka”, “artriarchat” i “n/f-orma” nie da się przejść obojętnie. I za to właśnie uwielbiam te mamygłosowe spotkania - prowokują niekończącą się dyskusję pomiędzy inspirującymi ludźmi. To (prawie) lepsze niż czekolada. To jak, widzimy się na kolejnych Warsztatach Krytycznego Myślenia? :) //Weronika Zimna Jeśli jest jedna rzecz, którą można powiedzieć o kobiecych postaciach z Gry o Tron, to fakt, że w większości przypadków są one bardzo silnymi kobietami, które mają gdzieś czyjeś pier*olenie (albo, w przypadku Sansy, w ciągu kolejnych sezonów uczą się, jak mieć gdzieś czyjeś pier*olenie). I mimo, że Maisie Williams, aktorka grająca Aryę Stark, twierdziła w wywiadach dla Entertainment Weekly, że nie sądzi, aby Arya była feministką, ponieważ „powinniśmy przestać nazywać feministki feministkami, a zamiast tego nazywać osoby, które nimi nie są seksistami, a wtedy reszta jest po prostu ludźmi. Jesteś albo normalnym człowiekiem albo seksistą”, to nie można zaprzeczyć, że jej postaci przyświecają idee feminizmu. Arya Stark nie stosuje się do ról płciowych otaczającego ją seksistowskiego społeczeństwa. Uważa siebie za osobę, a nie za damę czy po prostu za dziewczynę. Robi to, co chce, niezależnie od tego czy jest to coś, co powinny robić dziewczyny. Nawet jeśli tego nie wie, Arya Stark to postać feministyczna. Przedstawiamy więc 11 powodów, dla których Arya jest feministką, nawet jeśli feminizm tak naprawdę nie istnieje w Siedmiu Królestwach… a przynajmniej według aktorki, która gra Aryę. 1. Jest znakomita w wykonywaniu rzeczy, których dziewczyny w GOT nie powinny wykonywać Dajesz, laska. 2. Ubiera się dla swojej wygody, a nie, by zadowolić mężczyzn Przecież ciężko jest uciekać w sukience. A do tego Arya nie robi nic, czego nie chce. 3. Nie pozwala, żeby mężczyzna jej umniejszał Masz za swoje, Gendry, Ty cudowny chamie. (A teraz wróć do Aryi, żebyście mogli żyć długo i szczęśliwie.) 4. Nazwała swój miecz Needle [czyli Igła] Jeśli to nie jest jeden ze śmieszniejszych żartów skierowanych przeciw absurdalnym konceptom płci w Grze O Tron, to nie wiem, co jest śmieszniejsze. [wytłumaczenie: siostra Arye, Samsa, zawsze była lepsza w wyszywaniu i innych czynnościach narzucanych kobietom przez społeczeństwo; z drugiej strony Arye w pewnym momencie oświadcza: „miej sobie swoje igły, ja mam własną”] 5. Jej lista osób do zabicia nie składa się tylko z jednej płci Aryi nie obchodzi, czy jesteś kobietą, mężczyzną, czy Ogarem. Jeśli wszedłeś jej albo jej rodzinie w drogę, to znajdziesz się na liście osób, którą ciągle powtarza przed snem. A to lista osób których zabiła albo zabije. 6. Podziwała Brienne z Tarth Brienne, ubrana w pełną zbroję, nie była dla Aryi postacią żałosną, wręcz przeciwnie: Arya dostrzegła umiejętności Brienne i poważała je bardziej niż jej urodę. [komentarz MamyGłos: Inne kobiety nie są da mnie konkurencją, są moimi sojuszniczkami!] 7. Zna swoją historię Arya dba o swoją edukację, bo wie, że wiedza to potęga, a żeby mężczyźni z Westeros się jej słuchali, musi być od nich sprytniejsza i mądrzejsza. 8. Nie chce, żeby ktoś się nią zajmował Arya nie polega na mężczyznach i nie chce, aby się nią zajmowali, bo już wie, do czego to prowadzi. Zamiast tego wybiera samodzielność i chodzenie własnymi ścieżkami. Arya zajmuje się sama sobą. 9. Rezygnuje z roli, którą narzuca jej społeczeństwo Arya nie chce być damą, więc odmawia zachowania zgodnie ze społecznymi normami dotyczącymi płci. Dajesz, Arya! 10.Unika ról Arya rozumie, że jej tytuł i osoba to nic więcej niż pic na wodę. Trzeba przyznać, że wyrusza, aby zostać Człowiekiem Bez Twarzy, aby móc zabijać tych, którzy są na jej liście, ale jej wewnętrzna feministka nie ma nic przeciwko byciu po prostu nikim. 11.Nazwała swojego wilkora na cześć słynnej wojowniczej królowej Nymeria, gdzie jesteś?
Podsumowując, Arya stoi na straży feministycznych wartości w Westeros, nawet jeśli sama nie nazwałaby siebie feministką. Tekst przetłumaczyła: [anonimka], cały artykuł napisany przez Jordanę Lipsitz: tutaj. Tam dammmmmm! 19 marca w CK Zamek w Poznaniu #MamyGłos rozpoczęło #GirlPowerAcademy, czyli: cykl spotkań, warsztatów i dyskusji, a wszystko to, by pokazać dziewczynom, że mają siłę, mają moc. Musimy dodać, że zaczęło się Z PRZYTUPEM(!) – bo Warsztatami Krytycznego Myślenia! Czy zastanawiałyście_liście się kiedyś, czego tak naprawdę uczą nas w szkołach? Jakie postacie poznajemy z lektur? Jak kreowane są wizerunki kobiet i mężczyzn w podręcznikach szkolnych? Czy w ogóle kiedykolwiek ktoś zwrócił na to uwagę??? Odpowiedź: tak! I to właśnie badaczki i naukowczynie, współtwórczynie bardzo ważnego projektu Gender w Podręcznikach - dr Iwona Chmura-Rutkowska oraz dr Marta Mazurek - poprowadziły mamygłosowe Warsztaty Krytycznego Myślenia. W ten sposób otwierając nam oczy na wiele przemilczanych kwestii, inspirując do dyskusji, a przede wszystkim do buntu wobec otaczającej nas rzeczywistości! W ramach zgłoszenia na warsztaty, uczestniczki pisały prace o wybranej bohaterce z lektur szkolnych. Był to przedsmak tego, co działo się na warsztatach. A działo się…! Pierwszym warsztatowym punktem programu była „prosta” analiza lektur z gimnazjum i liceum, a dokładniej - ich bohaterek i bohaterów. Wniosek? Lektury szkolne jasno pokazują, że dziewczyny *są* delikatne, uległe, gotowe do poświęceń, troskliwe i opiekuńcze. Faceci zaś – silni, męscy, odważni, pewni siebie, porywający za sobą tłumy. Bardzo czarno-biało, prawda? Właśnie podczas tego zadania nasza złość zaczęła rosnąć, bo nie ma czegoś takiego, jak cechy typowo męskie i żeńskie – możemy i mamy prawo do bycia jakie/jacy tylko chcemy! Następnie - dr Iwona Chmura- Rutkowska i dr Marta Mazurek przedstawiły nam badania ze swego projektu „Gender w podręcznikach”, czyli bardzo dogłębnej analizy szkolnych podręczników - z podstawówki, gimnazjum i liceum - pod względem równościowym. „Gender w podręcznikach” zwraca uwagę nie tylko na role, jakie przypisuje się w podręcznikach kobiecie i mężczyźnie, ale również – jak przedstawia się osoby o innej etniczności czy z niepełnosprawnościami. Wniosek jest jeden: podręczniki to dom dla wielu stereotypów, uprzedzeń, gdzie nie mówi się i nie dyskutuje o różnorodności, inności, dyskryminacji. Oprócz prezentacji wyników na warsztatach uczestniczki miały za zadanie same zająć się podobną analizą swoich podręczników szkolnych i na własne oczy przekonać się o słuszności owych badań... Były dyplomy, były ciasteczka. Warsztaty miały potrwać 2 godziny. Przedłużyły się o 3 i tak oto po 5 godzinach warsztatowej pracy, inspirujących dyskusjach, wielu nowych wiadomościach - z uśmiechem na twarzach i złością na otaczającą nas rzeczywistość w środku - pożegnałyśmy się.
Dziękujemy naszym cudownym tutorkom! Dziękujemy drogim uczestniczkom za przybycie i ogromne zaangażowanie, wielkie dzięki należą się także CK Zamek za użyczenie nam sali. Girl power! //Aleksandra Sobiech |
Autorami bloga jesteście Wy!Też chcesz coś dla nas napisać? Odezwij się na [email protected] Kategorie
Wszystkie
Archiwa
Maj 2017
|