Wrzuciłam kilka nowych książek na czytnik i bezmyślnie kliknęłam w jeden z tytułów - ot, żeby zerknąć na pierwszą stronę. W oczy od razu rzuciło mi się, że: Tosia wymiotowała w szkolnej toalecie. Tak właśnie zaczyna się „Fanfik”. Tak też zaczęła się moja z nim przygoda - bo nie mogłam powstrzymać się przed przeczytaniem kolejnego zdania. I tego następującego po nim. I jeszcze jednego. I połowy książki. O pierwszej w nocy stwierdziłam, że wypadałoby jednak upolować odrobinę snu. Rano, nie zawracając sobie głowy równie trywialnymi czynnościami co jedzenie śniadania, połknęłam pozostałe mi rozdziały. Od tamtego momentu chodzi mi po głowie jedno zasadnicze pytanie: czy autorka ma już w planach kolejną książkę? Nad umywalkami przez całą szerokość ściany ciągnęło się duże lustro. Tosia umyła rozdygotane ręce i przepłukała usta, unikając wzrokiem swojego odbicia. Był to nawyk, nad którym się już nawet nie zastanawiała. Nie lubiła patrzeć na siebie i już. Ale kiedy otrzepywała ręce z wody, jej wzrok podążył odruchowo za rozbryzgującymi się na lustrze kroplami i choć nie chciała, spojrzała sobie prosto w twarz. Jakiś czas temu stwierdziłam, że przeczytałam już w życiu swoją porcję tak zwanej literatury młodzieżowej. Od wczesnego dzieciństwa zajmuje się połykaniem książek, młodzieżówki szybko przestały mnie interesować, bo zwykle bazują na utartych schematach i najzwyczajniej w świecie mnie nudzą. „Fanfik” zdecydowanie wyróżnia się na ich tle. Wakacje spędziła komfortowo w zaciszu własnego pokoju. Czytała książki, pisała fanfiki, przeglądała fanarty, obejrzała na YouTubie bootlegi z zaległej listy, słowem robiła to wszystko, do czego ma prawo każdy uczeń, który zdołał przeżyć pierwszą klasę liceum. Ta książka, jak trafnie zauważyła moja znajoma, czyta się sama. Przez tekst po prostu się płynie. Dialogi brzmią naturalnie, a uchwycone myśli wydają się dziwnie znajome. No i ta lekkość, z jaką Natalia Osińska lawiruje między trudnymi tematami - ona hipnotyzuje. W szkole nie wypadało być biednym, biedni byli społecznie martwi. Dotąd Tosia żyła w przekonaniu, że prawdziwie biedni ludzie zdarzają się tylko w literaturze i sztuce, ewentualnie gdzieś daleko, na drugim końcu globu, a oto miała przed sobą żywe wcielenie baśniowej sierotki. O czym właściwie jest ten „Fanfik”? O miłości do popkultury. O Marvelu, musicalach i fanfiction. O liceum, klasowych mean girls i odludkach. O kłótniach z rodzicami, proszkach dających szczęście i pierwszym (ohydnym) piwie. O przyjaźni. Trochę też o miłości przyjmującej najróżniejsze postaci. O tym, że płeć nie jest zero-jedynkowa. O ludziach niecierpiących makijażu. O ludziach uwielbiających makijaż. O mnie. O Tobie. Stał chwilę bez ruchu. Potem się ocknął, podszedł do umywalki i umył twarz zimną wodą, unikając swojego odbicia w lustrze. W końcu jednak przemógł się i spojrzał. – No, możesz być z siebie dumny – powiedział. Ale nie był. Nie tak miało być. Wydawało mu się zawsze, że któregoś dnia stanie sam na sam z całym złem tego świata, pokona je i nastąpi coś w rodzaju wielkiego finału, uderzenie w wielki gong, po którym nastąpi wieczna radość, taniec i śpiew. A zło okazało się jakieś takie małe i niepozorne. Zwycięstwo nad nim wydawało się rzeczą wstydliwą, osobistą i niegodną wspomnienia. Wiem jak wiele osób z rezerwą podchodzi do książek polskich autorów, sama nad wyzbyciem się obaw pracowałam przez ostatnich kilka lat. (Jak? Czytając dobre polskie książki. Tak, istnieją takie.) Spróbujcie mi jednak uwierzyć: „Fanfik” jest powieścią nadającą się na eksport. Chcecie ją znać. ♥
//Weronika Zimna http://zimnotutaj.blogspot.com/
3 Komentarze
południowoamerykańskie spojrzenie na kobietyNigdy wcześniej nie słyszałam o Heloneidzie Studart. Imię dość rzadkie, więc myślę że bym je zapamiętała. A mimo to, zupełnie przypadkowo, sięgnęłam w krakowskim składzie taniej książki właśnie po nią (rozważałam wcześniej nad Szmirą Bukowskiego a Mo Yanem). Osiem zeszytów, taki tytuł nosiła okładka którą lustrowałam w dłoniach. Z tyłu, jak to zwykle bywa, widniała krótka notka o treści książki oraz jakaś zachwalająca recenzja, równie nie znanego kanadyjskiego radia. Nie sięgnęłam po nią tego samego dnia, tylko nazajutrz jadąc do Wrocławia. Jeszcze raz przeczytałam notkę autorki i krótki opis książki, musiałam utwierdzić się dlaczego właśnie ją zabrałam ze sobą. W ciągu sześciogodzinnej drogi powrotnej do domu przeczytałam 154 strony, czyli ponad połowę książki. Nie mogłam się oderwać, niekiedy ze złością przerzucałam kolejne strony, a czasami z wielkim podziwem dla bohaterek i samej autorki - poruszanie takich tematów zawsze było tabu i równało sie ze społecznym oburzeniem. Brazylijska autorka opisuje rzeczywistość w swoim rodzinnym kraju na przykładzie modelowej rodziny i osób postronnych. Fakty powleczone są obrazem literackim, bo dla kogoś mogłoby to być szokujące. Mówiąc w dużym uproszczeniu, jest to książka o kobietach i mężczyznach. O matkach i córkach, mężach i kochankach. Brzmi jak tani melodramat, prawda? Mimo to jest to prawdziwy obraz życia kobiet upadłych (tak bynajmniej nazywają je mężczyźni), kobiet walczących, poniżających praktyk rodzinnych nad córkami, obraz tego jak brazylijski kościół jest zakorzeniony w kulturze. Tradycja, to właśnie z nią od wielu lat zmagają się ONE: kobiety, ty i ja. W latach 40. i 50. na terenie południowej Ameryki panowały surowe zasady życia społecznego oraz rodzinnego. W powieści, rodzina wybiera spośród córek jedną, która poprzez życie w celibacie oraz pokorze odda swoje życie matce oraz ojcu, zostanie z nimi do śmierci (ich albo własnej) wyrzekając się piękna świata oraz własnego jestestwa. Stanie się starą panną. Reszta sióstr mogła prowadzić prawie normalne życie. Dlaczego "prawie"? Cóż, normalność była zarezerwowana dla mężczyzn. Problemem pozostałych sióstr, kobiet w ogólne, był seks. Diabelskie pożądanie, młodzieńcze wybryki prowadziły do zgubienia młodych, skromnych dziewcząt. (Kobieta jest zgubiona, jeśli między udami nie nosi już znaku przypieczętowującego małżeństwo, znaku konoru, str. 122). Opiszmy to zjawisko na książkowym przykładzie. Trzy siostry: Maria, Mimi oraz Melba. Ta ostatnia w tajemnicy przed światem spotykała się z przystojnym, łamiącym kobiece serca Cidem (swoja drogą szaleńczo kochała go także jej siostra - Maria). Jednak siostrzana zawiść doprowadziła do wyjawienia tajemnicy. Mimi, obłudnica jak ją w pamiętnikach nazywa siostra, wyznała matce, że jej siostra jest oddaje się na plaży igraszkom. Od razu wyrzekła się córki, zaś jej mąż za doradztwem księdza (dlaczego to do nich zwracają się ludzie w zapytaniu o seks?) wezwał lekarza, który miał sprawdzić co dzieje się między gładkimi nogami Melby (Odrzekła głucho, że Melba już nie jest jej córką. Jej córkami jesteśmy my, dziewice, które należy chronić przed obecnością tej upadłej kobiety. [...] być kobietą to znaczy nie mieć prawa rozporządzać nawet własnym ciałem? str. 126). To był test, który oblała, a rodzina "litując się" nad nią wysłała ją do szkoły miłosierdzia pańskiego, gdzie brakowało tytułowego miłosierdzia a była tylko pokuta, strach i ból. Tylko Maria stanęła w obronie siostry. To jedno z rozwiązań jakie wówczas praktykowano, drugą połowę kobiet upadłych wyganiano, gdzie stały na ulicach paradis dla mężczyzn. To tylko ułamek z dziennika ciotki-samobójczyni jaki przeczytała Mariana. Odkrywała ciemne tajemnice własnej rodziny, ale nie mogła przestać. To właśnie za sprawą ciotecznych pamiętników postanowiła zmienić swoje życie, nie chciała skończyć w ten sam sposób. Z wielu stron są bardzo podobne. Obie nieszczęśliwie kochały, co później rzutowało na ich życie. Obie pragnęły pisać, co było dla nich zakazane. Obie utraciły część siebie.
Poza historią głównej bohaterki wplątujemy się w rozterki pozostałych bohaterów. Lenore, siostra Mariany, nienawidzi swojego męża Alfreda (z czasem truje go arszenikiem) za lata wyrządzonych krzywd i poniżeń, desperacko pragnie zostać matką, czuć rodzące się w niej nowe życie. Uwielbia spędzać czas ze swoją służbą, głównie ze względu na swoje dzieciństwo (to stara mamka była jej prawdziwą matką). Vasco, miłość życia Mariany. Lekarz pragnący naszej bohaterki, która przypominała mu pachnącą rozmarynem matkę. "Upiór z galerii handlowej" wielbiący niedostępną Lenore, zbierający wszystko co należało do zmarłej matki. Rodzina z dziennika i jej mroczne historie. Poznajemy straszny świat, gdzie wartość i życie młodej kobiety zależy wyłącznie od stanu jej błony dziewiczej, gdzie kobieta opuszcza dom rodziców tylko w dniu swojego ślubu albo pogrzebu (str.260). Tak naprawdę jedyną kobieta, którą od początku do końca można nazwać "wyzwoloną" jest krawcowa, pani Lica. Otwarcie przyznaje się do licznych spotkań z mężczyznami. Jest samotną matką, z niższej warstwy społecznej głośno mówiącą o przyjemnościach jakich doznawała. Powieść to synonimem słowa "gwałtowność". Brawurowo odsłonięta twarz społecznych ograniczeń i przywilejów, niespełnienia, smutku. Heloneida Studart za swoje poglądy oraz działalność pisarską trafiła do więzienia. Osiem zeszytów to jedna z jej najbardziej znanych książek. Jest to dzieło współczesne wiernej uczennicy Simone de Beauvior udowadniające, że literatura feministyczna jest czymś więcej. Każdy powinien przeczytać tę poruszającą książkę. Obecnie przeciwnicy ruch w prokobiecych twierdzą, że osiągnęłyśmy już wszystko to, o co walczyły nasze poprzedniczki i my same teraz. To niezwykłe kłamstwo karmiące mało wymagających słuchaczy. Właśnie teraz, mając możliwość poszerzania praw i wprowadzania ich w życie należy najgłośniej mówić o tym co nam się należy. //Ola Pietrzak Mademoiselle? Madame? Niech nie zgubi was ta poza skrywana pod płaszczykiem tego pięknego rzeczownika.
Że kobieta "MUSI być piękna", by zwrócono na nią uwagę uświadamia nas nie jeden egzemplarz literacki. W tym przypadku jednak, to nie warunek, który powoduje, że obiektem naszych westchnień staje się bohaterka, która... O ironio! Nosi znamienite imię Victoire. Madame - kimkolwiek była w istocie: Królową Śniegu, Renem, Leną czy femme fatale... jeżeli była zimna, nadmiernie dumna, spętana przez rozum i wstyd, to czy istniał ktoś, kto mógłby ją onieśmielać czy wręcz paraliżować - niczym krzywe zwierciadło? Jeżeli pod maską chłodu kryła się dzielna dziewczyna walcząca z determinacją o wydostanie się z klatki, to czy ktoś taki jak mężczyzna był jej w ogóle potrzebny? Wreszcie, jeżeli była - Heleną czy Kleopatrą, "contessą", elegantką i lwicą salonową to... nielekkie było brzemię tej wielopiętrowej konkluzji. Rzecz dzieje się w Warszawie. Schyłek lat 60. Co musi zrobić kobieta, by dostrzeżono jej funkcje w społeczeństwie? Czy musi uciekać się do skomplikowanych zabiegów, manipulacji, czarować swoją urodą by dopiąć swoich celów? Bynajmniej! Opatrzona w twardy pręgierz moralny nie ulega pokusom, by wbrew swoim wartościom posunąć się do kroków sugerowanych przez ówczesną władzę. Fakt, przyciąga wzrok swoim wyglądem, nienagannymi manierami, stylem, spokojem i stanowczością. Dzięki temu zostaje zauważona przez ... chłopca! A uściślając - swego ucznia, którego obecności na jej lekcjach francuskiego nie można byłoby pominąć. Domysły, dochodzenia i determinacja to tylko niektóre z zabiegów aby poznać ją bliżej. Ale za to warto! Historia przepełniona bólem i goryczą, niespełnionymi marzeniami, chęcią wyrwania się z niewoli w imię wolności, okupiona tęsknotą, aż w końcu tragicznym zakończeniem. Bo jej życie owiane jest tajemnicą, a osoby które ją posiądą można by określić mianem Victoire... Antoine Libera, czyli autor powieści "Madame", opowiada o swoich "latach nauki" i o fascynacji starszą od siebie, piękną, tajemniczą kobietą z perspektywy chłopca, narratora powieści. "Ironiczna ilustracja artysty z czasów młodości. Jest to zarazem opowieść o potrzebie marzenia, o wierze w siłę Słowa i o naturze mitu." //Karolina Rączka ...czyli milczenie na przestrzeni epok
Literatura jest wyznacznikiem dziejów, bowiem to dzięki niej kreuje i utrwala się w historii obraz czasów, które są w niej opisywane. Z średniowiecznych podań znamy legendy o bohaterskich rycerzach i królach, renesansowe pieśni sławią biesiady, a sonety ukazują przez przyrodę ogromy uczuć, barok przyniósł nam pulchne i nabrzmiałe od moralizmów dramaty, oświecenie rzuciło blask na wspaniałe odkrycia i kult nauki. Autorami i bohaterami wszystkich najwybitniejszych utworów, byli oczywiście mężczyźni. Kobiety pojawiały się mgliście na cienkich stroniczkach, zawsze w cieniu, zawsze jako rzecz akurat kompilująca się w dany opis. Kim były kobiety w utworach? Służkami, matkami, żonami. Wyśmiewane, pomijane, kreowane na jędze, wiedźmę, albo dobrą posłuszną żonę. Nigdy nie były podmiotem, żadnej opowieści czy historii. Znacie jakąś balladę o wielkiej kobiecie? Wiersz ją wysławiający? Kobieta zawsze była dodatkiem, elementem obrazu, częścią otoczenia. Głupia, nieszczęśliwe zakochana, wierna, podła, zawsze piękna i stęskniona, idealna, efemeryczna szara. Obraz ten zmieniła dopiero w epoce romantyzmu Emily Jane Brontë w „Wichrowych wzgórzach” . Ukazała kobietę w centrum akcji. Główna bohaterka była wreszcie osobą z krwi i kości. Kobieta była motorem akcji. Miała głos, była wyrazista. Stała się przedmiotem w literaturze, nie jedynie podmiotem, cieniem na stronach literatury opanowanej przez mężczyzn. Minęły cztery epoki zanim głos kobiety zaczął być słyszany. Teraz mamy głos. Bądźmy słyszalne i usłyszane. Bądźmy zawsze kreatorkami, autorkami, głównymi bohaterkami naszych własnej historii. MAMY GŁOS i wiele do opowiedzenia…! //Aleksandra Sobiech "Sypiając ze złym wilkiem"
Są takie historie, które przekazują nam pewną mądrość - to stare ludowe przypowieści i bajki babci. Niektóre są brutalne, straszne, inne śmieszne. Jedne zostawią nam prosty wniosek, jakiś oczywisty morał, a w innych trudniej jest go dostrzec. Ale nie ma chyba lepszego sposobu, żeby za pomocą symboli, złych wilków i kuszących węży, pokazać wiedzę i doświadczenie naszych przodków. Marita de Stersk, flamandzka pisarka, zebrała przypowieści ludowe o miłości i odwadze z całego świata i umieściła je w książce " Zakwitające Dziewczęta". Dorastając stawiamy sobie wiele pytań o to jak wygląda świat, seksualność, związki, miłość i seks. Czym się różnią? Jak odróżnić księcia na białym koniu od wilka w owczej skórze? Niestety bajki Disneya kończą się na wielkim pocałunku i dopisku "żyli długo i szczęśliwie", więc nie udzielą nam odpowiedzi większość z tych pytań. Natomiast starych podań ludowych, bajek i opowieści nie obowiązuje cenzura. Opowiadają za pomocą mniej lub bardziej subtelnych symboli co dzieje się z beztroskimi dziewczynami, które wychodzą za podstępnych rycerzy. Są historie o tym czemu kobiety krwawią co miesiąc, o pannach młodych pożeranych w noc poślubną i o Annie, która ścina głowy rabusiom. I cały urok tych historii w tym, że nie są cukierkowe, nie boją się mówić o gwałcie, morderstwie i kazirodztwie. Pokazują dobro i zło, niesprawiedliwość i tragedię.. Są brutalne, ale przy tym zadziwiająco szczere. Pokazują świat, w którym zły wilk śpi z nami w małżeńskim łożu, a z wężowej skóry może wyjść piękny młodzieniec. I z pełnym sentymentem do bajek Disneya, stwierdzam, że jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś o realnym życiu to poczytajcie te stare historie. //Agnieszka Szostak |
Autorami bloga jesteście Wy!Też chcesz coś dla nas napisać? Odezwij się na [email protected] Kategorie
Wszystkie
Archiwa
Maj 2017
|