Dwie z naszych MamyGłosek są absolwentkami letniego programu fundacji Humanity in Action i obie są zdania, że było to wydarzenie, które zmieniło ich życie. Oho, czy to aby nie jest powiedziane na wyrost? Nie-e! Oto dlaczego…Wyobraź sobie 30 dni spędzonych wśród młodych inspirujących aktywistów z całego świata, mieszkanie z nimi w jednym hostelu, spędzanie razem czasu wolnego, niekończące się rozmowy na tematy zarówno ważne i wzniosłe, jak i zwykłe, codziennie. Masz trzydzieści dni - aż lub tylko. Ponieważ zajęcia na uniwersytecie się już dla Ciebie skończyły, wyobrażasz sobie, że przez ten miesiąc pozwiedzasz miasto, będziesz codziennie chodzić na jogę, jeździć na rowerze, a do tego pewnie jeszcze nauczysz się nowego języka lub poćwiczysz już znany. Prawda jest taka, że już pierwszego dnia zachłystasz się wspaniałością tych wszystkich ludzi i cierpisz z powodu rozstania, które nastąpi za miesiąc. Piątego dnia czujesz się, jakbyś znała ich wszystkich całe życie i nie chcesz tracić chwil z nimi na rzecz jakiejś jogi czy biegania. I słusznie. Program letni fundacji Humanity in Action odbywa się jednocześnie w siedmiu krajach, jednak osoby aplikujące z polskich uniwersytetów mogą jechać do Warszawy, Berlina lub Atlanty (USA). Aplikować można jeśli jest się studentką/em lub niedawną/ym absolwentką/em, jeśli w języku angielskim mówi się płynnie, ale przede wszystkim - jeśli jest się aktywist(k)ą. Aplikacja jest prosta - po prostu piszesz trzy krótkie eseje na podane tematy, następnie przechodzisz rozmowę kwalifikacyjną i tyle. Tak się złożyło, że obie MamyGłoski odbyły program warszawski, Sylwia w 2014 roku, a Michalina w roku ubiegłym. Choć wszystkie programy dotyczą tolerancji i różnorodności, każdy jest inny - berliński skupia się na tematyce imigranckiej i uchodźczej, amerykański na rasie i rasizmie, a polski na naszym homogenicznym społeczeństwie i wyzwaniom z tą społeczną jednorodnością związanym. Polski program dodatkowo jest nastawiony na cyberaktywizm, więc fellowsi dzielą się na grupy i w dwa tygodnie przygotowują wspólnie kampanię społeczną. Dla Sylwii była to zupełnie nowa forma aktywizmu i dzięki temu zobaczyła, że bardzo łatwo jest działać online. Prawdopodobnie to dzięki temu doświadczeniu MamyGłos w ogóle powstało w takiej formie, jaką je teraz znacie. Choć wiele osób biorących udział w programie studiuje prawo, nauki polityczne lub nauki społeczne, nie jest to obowiązkowe. W programie Sylwii uczestniczyła na przykład dizajnerka Jasmine Burton, która całą swoją energię poświęca… toaletom! Jasmine wynalazła tanią toaletę i instaluje ją w kenijskich wioskach, które pozbawione są sanitariatów. W programie Michaliny z kolei wzięła udział Joy, która studiuje biologię, a wybiera się na medycynę. Oprócz tego spotykasz mnóstwo szalenie ciekawych osób, jak na przykład Sudip Bhandari, który współzałożył w Nepalu Anne Frank Project, czyli bibliotekę i projekt edukacyjny poświęcony promocji tolerancji i równości. Pierwszego dnia słyszysz o tych wszystkich wspaniałych rzeczach, które osoby w Twoim wieku już osiągnęły i bez względu na to, czym się zajmujesz Ty, możesz poczuć się przytłoczona/y ogromem tych dokonań. Ale już po chwili spędzasz z tymi ludźmi czas, rozmawiasz o serialach i nagle zdajesz sobie sprawę, że każdy może być superwoman czy supermanem, że po prostu trzeba wziąć się do roboty i zamiast marudzić, całym sercem działać w imię sprawy dla Ciebie ważnej. Przez pierwsze dwa tygodnie odbywają się wykłady lub warsztaty, ale czasem zdarzają się też wycieczki. Soboty są “pracujące”, jak również i niektóre niedziele. Zajęcia poświęcone są tematyce tolerancji, różnorodności i uprzedzeniom (przykładowe programy można sprawdzić tutaj) i prowadzone są zwykle przez ekspertki/ekspertów i specjalistki/specjalistów w danych dziedzinach. Po każdym takim bloku odbywa się sesja Q&A (pytań i odpowiedzi) - i według nas to właśnie są najciekawsze momenty. Wyobraź sobie: poznajesz spojrzenia i perspektywy osób z różnych krajów, studiujących różne dziedziny, o różnych doświadczeniach życiowych. Dyskusje o feminizmie z perspektywy polskiej, amerykańskiej i niemieckiej otwiera Ci oczy na to, jak bardzo różnią się doświadczenia kobiet z różnych stron świata i jak wiele jeszcze musisz się nauczyć. Z kolei dyskusje o polityce migracyjnej poszczególnych krajów zawsze niosą wiele uniwersalnych prawd i nauk i są świetnym materiałem na uświadomienie sobie naszych własnych uprzedzeń. Po dwóch tygodniach odbywają się wizyty w warszawskich NGO i konsultacje ze specjalistami. To bardzo ciekawe - móc rozmawiać w kameralnym gronie z założycielami organizacji, które znasz z internetu lub telewizji. W tym czasie rozwijasz wraz ze swoją grupą pomysł na kampanię społeczną. Zasady są proste: 14 dni, dużo zasobów, wsparcia i pomocy, a owoce Waszej pracy prezentujecie na uroczystej gali kończącej program. Ale ale! To nie wszystko! Zaraz po gali pakujecie się i jedziecie na międzynarodową konferencję, która skupia fellowsów ze wszystkich 7 programów. W 2014 roku konferencja była w Danii, a w zeszłym roku w Atenach, a w tym roku odbędzie się w Berlinie. Na co trzeba się przygotować? Na to, że program jest bardzo intensywny. BARDZO intensywny. Każdy dzień kończysz przytłoczona/y nadmiarem emocji, wiedzy i pytań, które pojawiły się w Twojej głowie już po czasie. Do tego znajdujesz się w grupie 25 silnych osobowości i możliwe, że całkiem zapomnisz o tym, że każdy (tak jak Ty) ma swoje kompleksy, traumy i momenty niepewności. Możliwe, że będziesz się porównywać do innych, a na pewno będziesz chciał/a poznać historię każdej osoby. Oprócz tego żadna z nas nie była przygotowana na TAKĄ ILOŚĆ wiedzy. To jest dosłownie 9-17 codziennie. Mimo że Sylwia przed programem pracowała po 10 godzin dziennie, to, czego się doświadcza na stypendium jest całkowicie inne - i innej energii wymaga. Ale warto, warto, warto!!! Po tym programie wychodzisz silna/y, mądra/y, pewna/y siebie, pełna/y motywacji i inspiracji. Dowiadujesz się, że chcieć to móc i wiesz, że jedynym ograniczeniem jest tak naprawdę tylko i wyłącznie Twoja własna głowa. Poznajesz swoje ograniczenia (emocjonalne, towarzyskie, intelektualne!), swoje uprzedzenia i dzięki temu możesz potem działać lepiej, efektywniej i faktycznie polepszać świat. A przyjaźnie zawarte podczas programu? One będą w Twoim sercu na zawsze i choć często będą Cię dzielić granice i oceany z ukochanymi osobami, one będą się wciąż w Twoim życiu pojawiać - przy okazji wspólnych projektów, wizyt studyjnych, warsztatów, które oferuje HiA swoim fellowsom lub po prostu - przy okazji odwiedzin. SZCZEGÓŁY:
kiedy: koniec maja - koniec czerwca (egzaminy musisz zdać albo wcześniej albo we wrześniu - ale warto!!! Poproś dziekana o pozwolenie na zdawanie w innym terminie) gdzie: Warszawa, Berlin lub Atlanta (zależy, gdzie zaaplikujesz i gdzie Cię przyjmą) za ile: musisz tylko dojechać, reszta - wyżywienie, zakwaterowanie, karta miejska, kieszonkowe, przejazd do i pobyt na konferencji - za friko (program warszawski i berliński); dla kogo: dla studentek/ów (obecnych lub byłych) mówiących w języku angielskim i mających doświadczenie w aktywizmie Kruczek? W ciągu roku musisz przeprowadzić action project, czyli po prostu jakieś działanie, które polepszy Twój lokalny świat //Sylwia Wodzińska zdjęcia pochodzą z facebook'owego profilu HIA Polska
0 Komentarze
Uważaj na swoje myśli, stają sie słowami Poranek był niby taki jak zawsze. O 7:10 zadzwonił budzik. Wstałam z wielkimi trudnościami i zaczęłam się ogarniać. Wszystko niby takie jak zawsze, lecz tym razem prócz plecaka zabrałam ze sobą walizkę, a zamiast do szkoły udałam się na autobus jadący do Potsdamu. Po co jechałam do Niemiec? A więc już spieszę z wyjaśnieniami. Od 28 listopada do 4 grudnia 2016 roku w Potsdamie uczestniczyłam w warsztatach międzykulturowych dla młodych ludzi w wieku 18-26 lat z Polski, Niemiec i Białorusi o nazwie "Stop hate!". Na warsztatach działo się WIELE naprawdę WIELE i chciałabym o tym napisać tyle, że nie wiem od czego zacząć. Na warsztaty przybyło 8 osób z Białorusi, 3 ( w tym ja) z Polski, 3 z Niemiec. Poza nami była jeszcze Gosia teamerka i Maks teamer oraz Nasstia i Andruś pełniący rolę tłumaczy. Warsztaty poruszały temat "hate sppech" czyli mowy nienawiści oraz nietolerancji i dyskryminacji. Jedno z zadań warsztatowych polegało na tym, abyśmy w grupach zapisali stereotypy - "teksty", które zakorzeniły się w naszym życiu codziennym, a okazały się być chwastami. ,,GŁUPIA JAK BLONDYNKA", "NIE BĄDŹ JAK ŻYD", "WYCYGANIAĆ", "MASZ DOWNA", " NIE PŁACZ JAK BABA". Czy zdażyło się Tobie użyć, któregoś z powyższych tekstów? Ja uczciwe przyznaje się, że mówiłam je niejednorokotnie. Nigdy nie przeszło mi na myśl, że w ten sposób stygmatyzuję pewne grupy, osoby. Używając takich "tekścików" przyzwalamy na obrażanie siebie nawzajem. Na co powinniśmy być jeszcze ostrożni? Na mass media. Gazetą, która może być przykładem na korzystanie z mowy nienawiści jest ,,Fakt". Gazeta ta opływa stygmatyzacją, potwierdzaniem stereotypów, podjudzaniem do nienawiści, zemsty i.........grrrrrr!!!!!! Miałam ochotę spalić tą gazetę. Czytając artykuły zastanawiam się kto to czyta? Otóż 1,7 miliona ludzi według badań (http://www.ringieraxelspringer.pl/reklama/badania). Widząc liczbę czytelników zaczynam traci nadzieję na to, że kiedyś staniemy się mniej szufladkowym narodem. Uważam, że Niemcy są najlepszym krajem dla takich warsztatów. Na każdym kroku różnokulturowość, która jest tu codziennością. Pracownikiem w Netto jest mężczyzna z turbanem na głowie, na starym mieście za zakrętem znajduje się klub, w którym świetnie bawią się osoby transseksualne, a tuż obok ciebie przechodzą pary homoseksualne trzymające się za rękę. Aż nie chce się wierzyć, że to się dzieję naprawdę! Wszyscy akceptują siebie nawzajem i czują dobrze takimi jacy są. Nikt się nie boi BYĆ SOBĄ, nikt się nie ukrywa. Serce bije mi z radości coraz mocniej, tempo miasta porywa, wciąga........... Zajęcia w Berlinie odbyły się w czwarty dzień naszych warsztatów. Podróż z Poczdamu do Berlina zajmuje około 40 minut. Pierwszym punktem było Muzeum Unii Europejskiej. Przyznam, że to było ciekawe doświadczenie z racji tego, iż po pierwsze nie wiedziałam, że takie muzeum istnieje, dwa było ,,WOW" powalająco nowoczesne. Czułam się jak w innym świecie. Na samo ,,Guten Morgen" przy drzwiach stała pani z olśniewającym uśmiechem i w schludnym ubraniu. Po ustaleniu języka, w którym miała nas oprowadzić (angielski) zaczęliśmy zwiedzanie. "Zwiedzanie" nie wiem czy to trafne sformułowanie. Mała powierzchnia, na której postawili "nowoczesne" skomputeryzowane mapki i monitorki. Świetnym pomysłem było zrobienie kina a la Parlament Europejski, w którym mogliśmy poczuć się jak euro posłowie z krwi i kości. Na koniec foteczka w budce na tle Parlamentu, Bramy Brandenburskiej i na co masz ochotę. Kolejne muzeum znajdowało się kilka ulic dalej. Muzeum Żydowskie. Atmosfera, która tam panuje jest ciężka. A informacje przerażające. Ludzie z różnych części świata czytają o tym co miało miejsce. Po policzkach płyną łzy. Kumulacja negatywnych emocji. Po 30 minutach w muzeum chce już wyjść. Nie jestem w stanie wytrzymać tego widoku, tych zdjęć ludzi, którzy zostali potraktowani w tak niewyobrażalny dla mnie sposób. Po godzinie wyszliśmy. W środku mnie jednak zostało poczucie niesprawiedliwości, smutku i rozgoryczenia. Nie chcę, żeby to się powtórzyło. Ale czy na pewno nie dojdzie do podobnych wydarzeń? Historia kołem się toczy...... Kolejne zadanie. Znaleźć mowę nienawiści na mieście. To, co znaleźliśmy przedstawialiśmy następnego dnia na zajęciach. I tu wielkie zaskoczenie. Co sądzisz o "FUCK RASIZM"? Pozytywne czy negatywne hasło? Czy to nie jest mowa nienawiści?
Ja myślę, że JEST. Mowa nienawiści? A czym ona naprawdę jest? Tak na prawdę nie chodzi tylko o ideologię jaką głosi rasizm czy antysemityzm lub homofobia - chodzi również o sposób przekazu. Nie powinniśmy zwalczać mowy nienawiści nienawiścią! Wyrażajmy swoje zdanie z szacunkiem do drugiej osoby. Wieczory mieliśmy wolne, więc spędzaliśmy je na wspólnej międzynarodowej integracji. Rozluźniające gry i rozmowy, z których dowiadywałam się zaskakujących dla mnie informacji na temat Białorusi (to temat na oddzielny artykuł). Podsumowując: Warsztaty był niewiarygodnym przeżyciem. Zyskałam dzięki nim świadomość. Poznałam wiele nowych ludzi. Przeżyłam wiele ciekawych doświadczeń oraz przeprowadziłam kilka rozmów z gatunku ,,zmieniających życie". Kiedyś o tym opowiem. A na razie zapamiętaj tak jak ja, aby uważać na to co mówisz. //Wiktoria Kołodziejczyk Pamiętam to do dziś jak rok temu…to chyba był wrzesień, wracałam do domu i dostałam telefon od mojej mamy, który prawdopodobnie zmienił moje życie o 180 stopni tylko, że odbierając go jeszcze o tym nie wiedziałam. Słyszę pytanie „Ania.. a może być chciała pojechać do USA do liceum? Wiesz takie programy mają…”. Długo się nie zastanawiałam, nawet nie pamiętam czy w ogóle to zrobiłam i powiedziałam „TAK ! ZROBIĘ TO!”. Mając tak wielką możliwość, głupotą z mojej strony by było powiedzieć NIE.Na początku chciałam wyjechać podczas 2 półrocza 2 klasy liceum, ale na rejestrację było już za późno… to jak? Decydujemy się na 1 półrocze, 3 klasy? Klasy maturalnej? Zero zastanawiania się i mówię TAK! Ile ja się nasłuchałam: Jesteś pewna??? Ominąć 4 miesiące szkoły??? I TO KLASY MATURALNEJ??? Co z maturą? Jak ty zdasz? Wybaczcie, ale na ten moment nie znam odpowiedzi na żadne z tych pytań, poza jednym… tak, jestem pewna! A ten 5 miesięczny wyjazd (jeśli w tym momencie ktoś jest zagubiony, wyjechałam na 5 miesięczny program, sierpień-grudzień) nauczy mnie więcej niż całe moje dotychczasowe lata edukacji w placówkach oświatowych…a będzie ich już chyba z dwanaście. Jestem w Ameryce już niecałe 4 miesiące. Mieszkam w Gulfport, w stanie Mississippi. Godzinę drogi od Nowego Orleanu, 5 godzin samolotem od Nowego Jorku i ponad 7000 kilometrów od mojego dotychczasowego życia. Na co dzień chodzę tutaj do liceum. W sumie trochę takie High School Musical tylko, że nikt nie tańczy i nie śpiewa, a nie każdy chłopak to Troy Bolton. Mieszkam tutaj z moją host rodzinką oraz Anna – dziewczyną z Australii…(właściwie to z Anglii, skomplikowana sytuacja, po prostu niektórych się nie pyta skąd są, bo można się pogubić). Wydaje się super prawda? I tak właśnie jest!!! Byłam w moim wymarzonym Nowym Jorku, widziałam Beyoncé, tańczyłam na środku Bourbon Street w Nowym Orleanie, codziennie poznaję cudownych ludzi (i to nie tylko z USA!), zyskałam nową wspaniałą rodzinkę, mój angielski z dnia na dzień jest coraz lepszy. Ale wyobraźcie to sobie - jesteście w innym kraju, nawet na innym kontynencie, z kompletnie innymi zwyczajami, z ludźmi, których nie znacie, wasze dotychczasowe życie zostawiliście tak 7000 kilometrów za sobą. Ta... gdy to sobie uświadomisz, twoja opinia na temat tego, co właśnie ja i miliony ludzi na całym świecie robimy, zmieni się całkowicie i zamiast powiedzieć „jacie, w sumie to takie niekończące się bezstresowe wakacje”, powiesz „wow, ja to cię podziwiam”. Decydując się na wymianę, nigdy bym nie pomyślała, że da mi to o wiele wieeeeele, więcej niż tylko fajne fotki na insta czy updaciki na snapie… Taki wyjazd daje człowiekowi takiego kopa i otwiera oczy na tyle spraw, że Wasze życie już nigdy nie będzie takie samo. Nawet możecie zdobyć nowych przyjaciół jak Pan z banku, z infolinii, bo zapominanie PINu do karty jest na porządku dziennym. Przez taki wyjazd człowiek dowiaduje się o sobie tylu rzeczy - wyobraźcie to sobie … nikt Was nie zna, nie ocenia. Zaczynacie tutaj od zera i kierujecie życiem jak tylko chcecie. Brzmi to trochę przerażająco ale w sumie to całkiem niezła zabawa. Sama widzę po sobie co dotychczas zyskałam przez pobyt w USA. Wiem więcej o moich słabościach, widzę moje dobre strony, a moja pewność sobie wzrasta każdego dnia. W końcu zaczynam dorastać! Uczę się jak dysponować pieniędzmi a załatwienie spraw w banku, wysłanie mailów i te wszystkie „dorosłe” obowiązki nie przerażają mnie już tak jak kiedyś. Zaczęło się to już przy wypełnianiu mojej aplikacji wyjazdowej - maaaatko, to dopiero było wzywanie, którego jakoś nie mam ochoty powtarzać (ps i tak było warto). Przez mój cały pobyt tutaj byłam postawiona w tak różnych sytuacjach, o których bym nigdy nie pomyślała - jakieś rodzinne problemy, kłopoty z chłopakami (i ich dziewczynami), miliony kłótni, żenujących sytuacji, milion godzin śmiechu, podejmowanie SAMEJ S A M E J (bez telefonu do mamy, omg to tak można?) decyzji. Dzięki temu zrozumiałam, że kurczę Ania naprawdę jesteś mądrą dziewczyną, robisz błędy ale po coś to w końcu jest! Nic nie dzieje się bez przyczyny, a wszystkie złe momenty robią z ciebie jeszcze lepszego człowieka. Zastanawiam się jak to będzie jak wrócę do Zielonej Góry. Czy od tak zacznę robić te wszystkie rzeczy, które robiłam przed wyjazdem? Czy będę tak samo rozmawiać z moimi przyjaciółmi? Czy przeżyję dzień bez wspominania „Hej byłam Exchnage Student w USA, chcesz o tym posłuchać”? Po prostu zastanawiam się, co będzie dalej. Wracam do mojego liceum w styczniu, kilka tygodni później studiówka, pod koniec kwietnia Adijos Amigos, już nigdy mnie nie zobaczycie w LO1, a w maju maturki…ALE CO DALEJ? Wciąż nie podjęłam tej decyzji, ale coś czuję, że dzięki wyjazdowi, zawsze będę stawiać na ryzyko. Bo chyba właśnie o tym o to w życiu chodzi prawda? Ride or die - bez ryzyka nie ma zabawy. Po prostu nie chcę żałować, że czegoś nie zrobiłam tylko dlatego, że wydawało mi się to nieracjonalne a wszyscy dookoła mówili ”Boże serio, to głupie, lepiej siedź w domu i rób to co ci nakazuje społeczeństwo”. Oczekuję od życie czegoś więcej, chcę robić rzeczy niemożliwe, chcę inspirować innych a co najważniejsze być inspiracją… dla samej siebie.
Jeśli poszukujcie informacji CO, GDZIE I JAK? Prowadzę bloga, gdzie znajdziecie odpowiedzi na większość Waszych pytań, codzienne updaciki i kontakt do mnie, jeśli po prostu chcecie powiedzieć hejka, czy zaserduszkować moje fotki na instagramie <3 //Ania Walczak P.S. To wszystko nie udałoby mi się bez moim super wspaniałych rodziców, którym jestem ogromnie wdzięczna i shout out dla mojej mamy, która na pewno to czyta <3 #MamyGłoski spędzały wakacje w rozjazdach. Oto nasze przemyślenia z przedłużonego pobytu w Nowym Jorku.
//Sylwia Wodzińska Tekst ten po raz pierwszy ukazał się w zinie GIRLS TO THE FRONT, za którego odpowiedzialne są damsels in distress djs: https://www.facebook.com/damselsindistressdjs/
zdjęcie z czarnoponiedziałkowej manifestacji w Zielonej Górze
Kiedy w Polsce rozeszły się pierwsze słuchy o tym, że do sejmu został złożony projekt ustawy antyaborcyjnej, podeszłyśmy do tego tematu bardzo ostrożnie. Wcześniej założyłyśmy, że pozostaniemy neutralne politycznie. Jednak, w obecnej sytuacji nie mogłyśmy nie zabrać głosu. Dyskusja o aborcji dotyczy również młode kobiety, dziewczyny, nastolatki. Stwierdziłyśmy, że w tej dyskusji nie może nas zabraknąć i... odezwałyśmy się. 3 października manifestacje Strajku Kobiet odbywały się w całej Polsce. Cześć z nas była w Zielonej Górze, część w Poznaniu. To właśnie tutaj miałyśmy zabrać głos, powiedzieć głośne NIE łamaniu naszych praw. Zanim przyszłyśmy na demonstrację, długo zastanawiałyśmy się, jak i co dokładnie powiedzieć. Co chcemy wyrazić w tym wszystkim, jako nastolatki? Jak sprawić, żeby to, co powiemy było tym, z czym się identyfikujemy? Co zrobić, żeby nasz przekaz był jasny? W naszej głowie krążyła masa pytań wokół tego, w jaki sposób mamy przygotować nasze przemówienie. Dodatkowo cała obecna sytuacja, w jakiej się znalazłyśmy powoduje fale emocji - strach, złość, gniew, ale też solidarność i poczucie wspólnoty. Nie wiedziałyśmy, z jakim odbiorem spotka się to, co powiemy. Myślałyśmy: "Czy na pewno nadajemy się do tego, żeby przemawiać na manifestacji? Czy nasz głos jest tutaj istotny?". To właśnie z tym wszystkim przyszłyśmy na demonstrację. Ubrane na czarno, stojąc w okropnym deszczu i z godziny na godzinę powiększającym się tłumie. Czekałyśmy na naszą kolej, by wejść na scenę. Pytania wciąż kołatały w naszej głowie, jednocześnie emocje stawały się coraz silniejsze. To już. Teraz będzie przemawiać #MamyGłos. Weszłyśmy na scenę. Wszystko wydało nam się całkiem inne, niesamowite. Przed sobą miałyśmy tłum kilku tysięcy ludzi, którzy głośno krzyczeli i skandowali. Zamiast ulic biegnących w pobliżu Placu, widziałyśmy morze parasoli, czarnych kurtek i płaszczy. Spośród nich, wystawały różnorakie transparenty. Patrzyłyśmy na ludzi, którzy są tam po prostu razem. I wiecie co? Poczułyśmy wtedy tę niesamowitą energię, która z tego tłumu płynie, prosto na scenę , na której stałyśmy. Ta siła, która biła od tysięcy kobiet stojących na Placu, ta solidarność, siostrzaństwo, które było wśród nas, które my same, wszystkie, stojąc tam, stworzyłyśmy. W takim momencie wszystko zaczęło być ważne inaczej. Dostałyśmy kolosalny zastrzyk adrenaliny i wtedy udało nam się wydobyć słowa, które na chwile uciszyły wszystkich zebranych. Te 60 sekund, tyle miałyśmy, żeby zaznaczyć wagę tych słów, reprezentujących nasze myśli, zdanie i uczucia. Przebiłyśmy się przez krzyk tłumu - udało nam się zacząć. Mówiłyśmy, oddając wszelkie pokłady tej niezwykłej energii, którą otrzymywałyśmy od tych, którzy nas słuchali. A kiedy tylko protestujące i protestujący zareagowali na to, co usłyszeli - kiedy w trakcie naszego przemówienia poczułyśmy, jak tłum skanduje, krzyczy, odpowiadając na to, co właśnie powiedziałyśmy - uderzyła w nas jakaś potężna moc. Siła różnorodnych ludzi, którzy wspólnie przemawiają jednym głosem. Na koniec wykrzyknęłyśmy "Mamy prawo, mamy głos!" i momentalnie powrócił do nas ten okrzyk - kilka tysięcy razy głośniejszy, kilka tysięcy razy mocniejszy, wypowiedziany z kilka tysięcy razy większa pewnością. Jedna z uczestniczek strajku kobiet, który miał miejsce w Islandii w 1975 roku, powiedziała "Kiedy stałam w tym miejscu, z dwudziestoma pięcioma tysiącami innych kobiet, w centrum Reykjaviku, zdałam sobie sprawę, że nic już nie będzie takie, jak było". I my czułyśmy dzisiaj, że dzieje się coś potężnego, kiedy tyle kobiet mówi wspólnie: "Dość!". Poczułyśmy naszą wewnętrzną siłę i jej znaczenie w tej walce z poczuciem bezradności wobec decyzji, które są podejmowane o nas, bez nas. Oczywiście, nie chciałybyśmy, żeby kiedykolwiek w naszym życiu musiało dojść do takiego dnia. Nie cieszymy się z tego, że musimy protestować. Ale jesteśmy dumne z tego, że potrafimy się zsolidaryzować i wspólnie przypomnieć, jak wiele stanowi nasza siła.
A tu tekst naszego przemówienia (na powyższym nagraniu od 3:03:25):
Cześć wszystkim, |
Autorami bloga jesteście Wy!Też chcesz coś dla nas napisać? Odezwij się na [email protected] Kategorie
Wszystkie
Archiwa
Maj 2017
|