Agnieszka Frankowska to współtwórczyni Dobrej Kawiarni – niesamowitego miejsca tworzonego wraz z osobami z niepełnosprawnością intelektualną. Spotkałyśmy się, by trochę porozmawiać o tej pracy, o szkolnych doświadczeniach i marzeniach nastolatki...MamyGłos: Opowiedz nam trochę o swoim dziecięcym i nastoletnim życiu. Jaka byłaś jako nastolatka? Agnieszka Frankowska: Nie chwaląc się - wszechstronnie uzdolniona (śmiech). Wykazywałam uzdolnienia plastyczne, działałam też społecznie. Angażowałam swoje rówieśniczki i rówieśników w działania związane z ekologią. Organizowałam konkursy plastyczne i sama brałam w nich udział. No, ale niestety nie mogę powiedzieć, żebym była wspierana przez rodziców, dla nich nie było to taką wartością, jak dla mnie. Do 7 roku życia nie zdawałam sobie sprawy, że jestem trochę inna - że mam jedno oko takie, drugie takie, że jestem grubsza od innych dzieci. Wtedy czułam się dobrze ze sobą, dopiero jak poszłam do szkoły, to się zaczęło - porównywanie z rówieśnikami, rywalizacja… No więc moi rodzice też tak uważali, że ja jestem trochę inna, trochę grubsza i że nikogo sobie nie znajdę. Nie sądzili, że sobie poradzę w życiu i że się „dobrze ustawię”. Nie jestem aż taka stara, bo mam 44 lata, ale pochodzę ze wsi. Tam jeszcze do teraz funkcjonuje taki stereotyp jeśli chodzi o kobiety, że bez mężczyzny, który się mną zaopiekuje, to ja sobie nie dam rady. A ja zawsze wykazywałam dużą samodzielność. Moje marzenia były zawsze takie, że chcę robić coś dobrego - dla ludzi. Chciałam być profesorką. Kobieta posiadająca jakiś tytuł naukowy, kojarzyła mi się z niezależnością. Tak to wspominam - trochę jako zmagania ze sobą i właśnie z rodzicami, rówieśnikami, nauczycielami... No, nie miałam dużo wsparcia, nie czułam się jakkolwiek doceniona. MG: Czy w tym czasie doświadczałaś dyskryminacji, przytyków ze strony nauczycieli również ze względu na płeć? AF: Jeśli o to chodzi, to wszystko zaczęło się w liceum. W szkole to chłopcy byli faworyzowani - chętniej wciągani w dialog, chętniej z nimi dyskutowano, dziewczyny surowiej oceniano. Liceum to czas, gdy dziewczyny zaczynają wyrażać siebie poprzez ubiór, fryzurę, makijaż. „A, taka gwiazda z ciebie, tak się wymalowałaś, ubrałaś, a tu pusto w głowie” – a właśnie tego typu komentarze często słyszałyśmy stojąc przy tablicy. W stosunku do chłopaków takie sytuacje nie miały miejsca. Ja najbardziej odczuwałam to podczas lekcji matematyki. Nauczycielka więcej czasu poświęcała chłopakom, rozmawiała z nimi, nie oceniała ich, a ja po prostu miałam taki olbrzymi lęk przed ośmieszaniem – tym, że zostanę znowu wyciągnięta na środek i znów usłyszę „o, gwiazda stoi i nic nie wie”. To był dla mnie trudny czas. MG: Takie sytuacje wciąż mają miejsce w szkołach. AF: To są bardzo mocne wspomnienia i długo, długo pozostają koszmarami i śnią się po nocach. Teraz na szczęście już nie. Ale przez długie lata budowały poczucie niższej wartości. MG: Miałaś wtedy jakieś rzeczy, które dawały Tobie siłę, żeby jednak przetrwać ten taki trudny okres, żeby osiągnąć to, o czym marzyłaś? AF: Liceum wspominam bardzo źle, jako bardzo ciężki okres. Nie potrafiłam się odnaleźć w żadnej grupie, a jednak chciałam zwrócić na siebie uwagę, być akceptowaną. W szkole nie mogłam znaleźć punktu zaczepienia, bardziej zajmowały mnie rzeczy pozaszkolne. Czyli np. udział w chórze, rysowanie, pisanie. Jednak nie było to ani widoczne, ani doceniane. Nie wracam jakoś do tych czasów zbyt chętnie. W liceum byłam bardzo mocno stłamszona. Nie mogłam rozwinąć skrzydeł, jedynie wolontariat sprawiał, że czułam się spełniona. MG: Mówiłaś o tym, że czułaś się dyskryminowana, bo jesteś kobietą a pod koniec lat 90-tych współtworzyłaś poznańskie Stowarzyszenie Kobiet Konsola. Czy te doświadczenia z liceum zainspirowały twoje działania? Po maturze nie udało mi się dostać na żadne studia. Mimo tego zaczęłam jeździć do Poznania na zajęcia plastyczne. Poznawałam miasto i budowałam swoją tożsamość. Właśnie wtedy spotkałam dziewczyny, które założyły Konsolę. Wtedy poczułam, że mam jakiś cel, że właśnie o to chodzi. I zaczęłam zdobywać świat, jako osoba, jako kobieta. Chcę, żeby nie było podziałów, wykluczeń ze względu na inność, na poglądy, na postawy… Taka utopia, prawda? Ale małymi krokami, każdy może coś zrobić. MG: Lata 90-te to był taki czas w Polsce, kiedy niezbyt dużo mówiło się o prawach kobiet, a przynajmniej w porównaniu do tego, co jest dzisiaj. Jakie działania wtedy podejmowałyście?
AF: Ja akurat trafiłam na fajne kobiety, które w temacie się orientowały. To był taki początek - przede wszystkim działania edukacyjne, konferencje, a najważniejsze były spotkania wśród kobiet, dziewczyn. Myślę, że teraz jest lepiej – licealistki słyszą słowo „feminizm”. Jak byłam w liceum, to w ogóle nie miałam o tym pojęcia. Wtedy mówienie o sobie, że jestem feministką, to było duże wyzwanie, taki właściwie coming out, wystawianie się na ocenę. MG: No tak, a dziś w podręcznikach mamy temat o emancypacji kobiet. AF: To jest bardzo ważne, żeby w książkach, w edukacji, istniała historia kobiet. Dziewczynki powinny mieć silne, kobiece wzorce, a nie być tylko osadzane w roli księżniczek, od których nic nie zależy. Nigdzie nie jest napisane, że dziewczyna może być kimś, kto zmienia świat, kto coś zdobywa, czymś kieruje. MG: Bohaterka jest albo zła, bo zdradza, albo dobra, bo całuje stopy swojego mężczyzny… Opowiedz nam teraz o tym, jak zaczęłaś pracę w terapii zajęciowej. AF: Po wielu perturbacjach, zachorowałam na depresję. Osiem miesięcy nie wychodziłam z domu, leżałam w łóżku i nikt nie potrafił mi pomóc, wszędzie słyszałam: „weź się w garść”, a ja po prostu nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Uświadomiłam sobie wtedy, że to, co mi sprawia radość, to jest robienie czegoś dobrego dla innych. To było moim powołaniem, misją i zaczęłam się tym interesować - co mogę zrobić, jaką szkołę skończyć, żeby pomagać innym. Skończyłam szkołę pracowników socjalnych. Prowadziłam zajęcia z osobami z niepełnosprawnością i wtedy zdecydowałam się, że chcę to właśnie robić. MG: A możesz nam coś powiedzieć o sytuacji osób z niepełnosprawnością? AF: To bardzo szeroki temat. Są to osoby, które mają bardzo utrudnioną możliwość mówienia własnym, pełnym głosem. Potrzeba wyrównywania szans, żeby pozwolić im zaistnieć w naszej rzeczywistości i też takiego przyzwolenia całego społeczeństwa. Mamy masę różnych szkoleń – zawodowych czy dotyczących asertywności, ale w ogóle nie pozwalamy im tego wykorzystywać i się realizować. Cały system trzeba by zmienić, a właściwie budować od podstaw. Osoby z niepełnosprawnościami są wykluczane społecznie. Funkcjonujemy na dużych podziałach – ze względu na płeć, wiek, czy właśnie niepełnosprawność. MG: Ze względu na wszystko. AF: Tak, na wszystko. Ale to zaczyna się zmieniać. To może być wygodne, ale generuje coraz więcej przeszkód. Ludzie mają już dosyć podziałów - nie chcą w sobie budować lęków przed innymi, tylko mają w sobie potrzebę, żeby dopełniać się wzajemnie, bo każdy ma coś, żeby dać drugiej osobie. MG: W takim razie, czego sobie teraz życzysz na przyszłość i jakie masz plany, również w związku z Dobrą Kawiarnią? AF: Życzę sobie dużej niezależności na wszystkich płaszczyznach, przede wszystkim na tej płaszczyźnie ekonomicznej, bo to bardzo determinuje rozwój. No i chciałabym, żeby Kawiarnia się rozwijała, żeby ten system związany z osobami z niepełnosprawnościami się zmieniał, żeby był bardziej otwarty na potrzeby tych osób, nie tylko na wygodę opiekunów. Chcę, żeby nie było takich podziałów, wykluczeń ze względu na inność, na poglądy, na postawy… Taka utopia, prawda? Ale małymi krokami, każdy może coś zrobić, jeśli będzie się starał. No i żeby kobiety się trzymały razem i się dowartościowywały. Bo to jest potrzebne, żeby moc poczuć w sobie. To chyba wszystko.
0 Komentarze
Odpowiedz |
Autorami bloga jesteście Wy!Też chcesz coś dla nas napisać? Odezwij się na [email protected] Kategorie
Wszystkie
Archiwa
Maj 2017
|